znalazł to - podniósł torbę. - Nie chciał brać udziału w ukrywaniu mordercy. Obiecał pełną współpracę. Przeszukaliśmy jego dom wzdłuż i wszerz, ale to wszystko, co znaleźliśmy z rzeczy Watkinsa. Wygląda na to, że gdy się pakował, zgubił ten but. A teraz złe wieści. Wciąż jeszcze nie udało nam się odnaleźć Klapsa. Kiedy zda sobie sprawę ze zguby, zrozumie, że to koniec i że nie ma nic do stracenia. Może próbować zabić kolejnego Hoyle'a. - Mógł zabić Chrisa wtedy, na drodze. - Nie. Chciał go najpierw nastraszyć. Typowe dla Watkinsów. Jeden z jego przyszywanych braci, o ile pamiętam, prześladował swoją byłą dziewczynę całymi miesiącami, grożąc jej śmiercią, zanim naprawdę odważył się cokolwiek zrobić. Poza tym, Klaps nie posunąłby się do żadnych drastycznych czynów w obecności Becka. Co zaś do jego wizyty w pokoju Sayre... cóż, powiedzmy, że naprawdę się cieszę, iż znaleźliśmy ten dowód po, a nie przed jego odwiedzinami, inaczej naprawdę mógłby ją skrzywdzić. W każdym razie, Watkins dostanie czapę za Danny'ego. Pewnie wpadnie na to, że nie mogą mu wstrzyknąć trucizny dwa razy, więc równie dobrze może zabić znowu. W związku z tym, czy chcesz, żebym przysłał tutaj policjanta? - Sam o siebie zadbam. - Obawiałem się, że to powiesz. - Chciałbym, żeby ten gnojek przyszedł. Wtedy bym się z nim rozprawił. - Tego też się obawiałem i właśnie z tego powodu wolałbym zainstalować tu jednego z moich ludzi. Dla ochrony twojej i Watkinsa. Uważaj Huff. Nie mamy do czynienia z krnąbrnym chłopczykiem. Klaps był złym i agresywnym człowiekiem jeszcze przed Angolą, a stamtąd wyszedł jeszcze gorszy, choć niezbyt mądry. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego nie zniszczył ubrania, które miał na sobie w niedzielę. - Nie pamiętam, żeby którykolwiek ze znanych mi Watkinsów grzeszył inteligencją. - Prawdopodobnie właśnie głupota go zdemaskowała. Pewnie gdybyśmy mu dali wystarczająco długi sznur, sam by się na nim powiesił. Naprawdę mi przykro z powodu twojego przedsiębiorstwa, Huff - dodał. Sposób, w jaki szeryf niespodziewanie przeszedł z jednego tematu w drugi, sprawił, że Huff zaczął się zastanawiać, w którym momencie Rudy przestał mówić o Klapsie Watkinsie, a zaczął o nim. Czyżby nawet ten schorowany starzec stracił do niego zaufanie? - Wrócimy do pracy, nim zdążysz się zorientować - powiedział. - Nic mnie nie powstrzyma, Rudy. Powinieneś o tym wiedzieć. Szeryf Harper wpatrzył się w trawnik. - Cieszę się, że mamy ten dowód przeciwko Klapsowi - odezwał się po długiej chwili milczenia. - Jeżeli krew na bucie okaże się krwią Danny'ego, sprawa zostanie zamknięta. Powiem ci, Huff, zacząłem się już martwić, że może Chris... no... Spoglądali na siebie przez jakiś czas. Wreszcie szeryf rzekł cicho: - Jest jeszcze to - z kieszeni na piersi wyciągnął kopertę i położył ją na małym stoliku między fotelami. - Co to? - Informacja, którą miałem dla ciebie zdobyć. O Charlesie Nielsonie. - Czego się dowiedziałeś? - Wszystko jest tam napisane. - Coś dobrego? Ile za to chcesz? Rudy nie odwzajemnił uśmiechu Huffa. - Nic, Huff. To na mój koszt.

oko, wśród gałęzi. Tak, to musiało zacząć się wtedy.

- Więc czego się boisz?
- A to dlaczego?
jej dłonie i uścisnął je mocno, jakby pragnął przelać w nią choć część swojego zapału. - Oddam wszystkie okoliczne lasy pod twoją opiekę, zapłacę ci kilka razy tyle, ile zara¬biasz teraz. Wybierzesz sobie kogoś do pomocy nad Hen¬rym, zamieszkasz w zamku, wszystko na mój koszt.
- Ze wciąż stajesz się sobą i że zależy to tylko od ciebie.
- Nie, ale to ja zapłacę cholerny rachunek za leczenie tego człowieka, a to, jak sądzę, daje mi prawo do informacji, czy Billy z tego wyjdzie. - Nie obchodzi mnie pana brak kultury. - Ale zapewne obchodzi panią pani praca, a jeśli tak, lepiej niech mi pani udzieli jakiejś informacji, i to szybko. Kobieta zesztywniała. - Pacjent zostanie przetransportowany helikopterem do szpitala urazowego w Nowym Orleanie - powiedziała, ledwo poruszając wargami. - To wszystko, co mi wiadomo. Beck odwrócił się, słysząc za plecami nagłe zamieszanie. Do poczekalni weszła kobieta, popychając przed sobą piątkę dzieci. Wszyscy byli bosi, w piżamach, z twarzami pobladłymi ze strachu. Jedno z dzieci, zaledwie kilkuletnie, trzymało pod pachą jednookiego misia. Kobieta była na skraju histerii. - Fred! - zawołała, gdy brygadzista podniósł się na jej przywitanie. Widząc krew na jego ubraniu, krzyknęła głośno i opadła na kolana. - Powiedz, że on żyje. Błagam cię, powiedz mi, że wciąż żyje. Mężczyźni pospieszyli kobiecie z pomocą. Podnieśli ją z podłogi i posadzili na krześle. - Billy żyje - zapewnił Fred - ale jest ciężko ranny, Alicia. Dzieci były niezwykle przygnębione, prawdopodobnie udzielił im się histeryczny nastrój matki. - Chcę go zobaczyć - rzuciła gorączkowo. - Mogę go zobaczyć? - Jeszcze nie teraz. Zajmują się nim i nie pozwalają tam nikomu wejść. Decluette próbował wyjaśnić Alicii, co się stało, i jednocześnie jakoś ją uspokoić. Jego głos z trudem przedzierał się przez jej głośne zawodzenie. Beck spojrzał na pielęgniarkę, która przyglądała się tej scenie z obojętnością. - Nie mogłaby jej pani dać czegoś na uspokojenie? - spytał. - Nie bez zgody lekarza. - To może pójdzie pani o nią poprosić - wycedził. Pielęgniarka, pokorniejąc ruszyła się zza biurka. - Prawe ramię?! - wrzasnęła nagle żona Billy'ego. - Przecież on jest praworęczny. O Boże, co my teraz zrobimy! Beck podszedł do nich. Widząc go, Alicia natychmiast przestała płakać, jakby ktoś pstryknął przełącznik. Mężczyźni się rozstąpili, pozwalając Beckowi podejść bliżej. - Pani Paulik, nazywam się Beck Merchant. To, co przytrafiło się Billy'emu, jest prawdziwą tragedią, ale chciałbym panią zapewnić, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby pomóc w tej trudnej sytuacji pani i pani rodzinie. Powiedziano mi, że Billy zostanie przetransportowany helikopterem do szpitala urazowego w Nowym Orleanie, gdzie otrzyma najlepszą specjalistyczną opiekę medyczną. Jestem przekonany, że już w tej chwili zbiera się tam ekipa chirurgów, ortopedów i tak dalej. Mam nadzieję, że uda się ocalić jego ramię. Ci lekarze potrafią czynić cuda, nawet w tak poważnych przypadkach jak Billy'ego. Alicia wpatrywała się w jego twarz obojętnie, bez słowa. Beck pomyślał, że może również jest w szoku. Spojrzał na piątkę dzieci. Mała dziewczynka z misiem ssała kciuk, wpatrując się w Becka sponad małej piąstki. Pozostała czwórka przyglądała się mu ponuro. Najstarszy chłopiec miał tyle lat, ile Beck, gdy umarł jego ojciec. Stał nieco na uboczu, patrząc nieufnie, niemal wrogo. Beck rozpoznał w tym spojrzeniu podejrzliwość w stosunku do każdego, kto obiecywał, że wszystko będzie w porządku, gdy najwyraźniej było wręcz przeciwnie. Spojrzał znowu na matkę chłopca. Wyschnięte łzy pozostawiły słone ślady na jej pulchnych policzkach.
pierwszy.
że w zaprojektowanych przez ciebie kanałach woda płynie z nizin w góry. Świetny z ciebie inżynier! - Z tymi sło¬wami obróciła się na pięcie i wyszła, zostawiając komplet¬nie zaskoczonego Marka z Henrym.
siłownia gocław jest chwastem, lecz kwiatem, zacząłem o nią bardzo dbać. Wyrosła na piękny kwiat, piękny jak światło księżyca...
Pokusa okazała się zbyt silna. Tammy zaparzyła świeżej herbaty, przygotowała tosty z dżemem i ustawiła wszystko na tacy. Odetchnęła głęboko. - No, to idę.
Henry wyglądał na zadowolonego.
ROZDZIAŁ PIĄTY
zajmował się zmęczonymi lub rannymi ptakami.
Mały Książę lubił te odwiedziny i zawsze go one cieszyły. Nalewał wówczas wody do wygasłego wulkanu, aby
- Ależ urosłem! - zachwyciła się. - A taki byłem malutki, jak się urodziłem! - Przeniosła spojrzenie na Tammy i uśmiechnęła serdecznie. - Ach, a to jest ciocia...
mevo kary

- Takie są zasady, Kilcairn. Nie chcę, żeby ci wyłupano oko.

Boczne drzwi uchyliły się i ze środka wysunęły się meta-
Nie zareagował. Nie potrafił. Gdyby odwrócił głowę, już by się jej nie oparł. Zapiął spodnie i ruszył ku drzwiom. Zatrzymał się jeszcze w progu, ale nie śmiał spojrzeć na żonę.
Coś przed nim ukrywała.
- To przeszłość. Rozumiem cię. Nie pochwalam twojego postępowania, ale je wybaczam. Nie mam prawa cię osądzać. - Poszukała wzrokiem spojrzenia matki. - Nawet nie chcę próbować.
- Odpocznij - powiedział. - Ja ją wykąpię i położę.
iwona wieczorek netflix Zamarł z dłonią na klamce, usłyszał jej śmiech.
jak i w moim interesie.
Jęknęła i przykryła twarz poduszką, przeklinając własne wątpliwości, zdradzieckie myśli. Próbowała przekonać samą siebie, że to niemożliwe, by Santos zatęsknił do Glorii. Nienawidził jej, sam o tym mówił.
Nagle jej w głowie zrodził się śmiały pomysł.
Zawrzała w niej niepohamowana złość. Gloria wydała nieartykułowany dźwięk idący gdzieś z samych trzewi.
najlepsze seriale kryminalne - Ach, to.
- Jesteś wściekły na Marcusa, prawda? - zagadnęła Gloria, kiedy ruszyli w stronę wejścia do restauracji.
partnerem. Ten także zauważył, że dziewczyna traktuje przesłuchującego wyjątkowo wrogo. O co mogło jej chodzić? Czy akurat do niego ma jakiś żal? O co?
- Może czekałem na jakąś inną stukniętą małolatę?
- Dziecka - sprostował. - Jedno wystarczy. I nie potrzebuję towarzyszki życia. To by
bon turystyczny 2023

©2019 www.to-ojciec.walbrzych.pl - Split Template by One Page Love